logo
Szukaj
open close

Samotność w diecie

Slide
Pobierz aplikację

i zacznij pracę nad swoją dietę!

Tagi

Samotność w diecie

samotnosc-w-diecie-1.jpg

Więzienie własnego umysłu

Samotność to najbardziej dobijająca człowieka rzecz na świecie. W każdym aspekcie rozumienia tego uczucia. Nieistotne jest to, czy jesteśmy samotni, bo zostawił nas partner, czy zostaliśmy sami na starość. Jest to uczucie żalu, straty czegoś i  wypełniającej nas pustki. W dzisiejszym zabieganym świecie coraz więcej osób jest samotnych. Niby wszyscy mają setki lub tysiące znajomych na facebook’u, ale tak naprawdę są sami. Tracimy zdolności interpersonalne, coraz bardziej robimy się sztuczni i na pokaz. Zakładamy maski, które mają pokazywać światu, że nasze życie jest piękne, szczęśliwe i kolorowe, a zaciszu swojego domu siadamy sami w fotelu i chce nam się wyć.

Co ciekawe, doświadczenia te bardzo dobrze przenoszą się na nasze życie kulinarne i samotność w diecie.
Gdy jesteśmy sami w domu jest wszystko w porządku i możemy powiedzieć, że jest „normalnie”.
Szykujemy sobie śniadanie, obiad, kolację. Wszystko jest tak, jak powinno być. Niezależnie od tego na jakiej diecie jesteśmy i na jaką chorobę cywilizacyjną cierpimy. Wiemy, że to co robimy, robimy dla siebie i dla swojego zdrowia. Jeśli jesteśmy osobami, które są tego świadome, to bez większego problemu znosimy pokusy na jakie wystawiają nas nasze zmysły – wzrok i węch. Po prostu staramy się usuwać z domu produkty których nie możemy jeść, lub jeśli jada je któreś z naszych domowników, nie eksponujemy ich na widoku.

Goście, goście

Wszystko się lekko chwieje w posadach gdy mamy gości. Standardem jest wielkie, teatralne  zdziwienie:
– Jak to? Nie masz cukru w domu?
Dalej może być już tylko gorzej. Zaczyna się wydziwianie przy stole, dlaczego podaliśmy daną rzecz tak, a nie inaczej, gdzie jest chleb do zagryzienia zupy, dlaczego nie ma mleka do kawy i dlaczego te ciasta są takie dziwne.
Człowiek się napracował, wydał pieniądze na eko/bio produkty i zamiast podziękowania słyszy żale, utyskiwania, a na końcu drwiny z swojego stylu odżywiania.

Równie (nie)wesoło może być kiedy my idziemy w gości. Możemy mieć oczywiście nadzieję, że gospodarz uszanuje nasz styl życia/dietę, bądź wykaże się empatią lub zrozumieniem. A nadzieja jest matką… Jak to wygląda w praktyce? Wesoło. Wchodzę do teściowej i słyszę, że na obiad będzie rosół – ale dla Was bez makaronu!
Oczywiście ton głosu sugeruje, że coś z nami jest „nie tak”. No dobra, rosół nawet dobry, o dziwo, z wiejskiego kurczaka. Co na drugie danie? Rolady wołowe (inaczej zrazy wołowe). Odruchowo pytam czy jest tam mąka pszenna, ponieważ zrazy obtacza się w mące, smaży z każdej strony, podlewa wodą, dodaje warzyw i później ta obsmażona mąka zagęszcza sos.
– Nie ma, dla Was są zrobione osobno i dostaniecie bez sosu – tym razem wypowiedziane tonem jakby to było za karę.
– Super, a niech mamusia mi jeszcze powie: co jest w środku w tych pysznych maminych zrazikach?
– Jak to co? Normalnie jest. Wołowina, boczek, cebulka, ogórek kiszony, majeranek i skórki od chleba.
– To my poprosimy jeszcze rosołku, bo aż tak głodni nie jesteśmy, a te nasze zraziki mamusia sobie rzuci do sosu i na jutro na obiad jak znalazł.

Dietetyczne pole minowe

Tak to wygląda, gdzie człowiek nie pójdzie, tam jakaś mina czeka na nieuważną nogę. Brak szacunku, zrozumienia, umiejętności kulinarnych i empatii dla ludzi na diecie, to niestety norma. Czy jest na to jakaś rada? Jasne, że tak. Nie da się walczyć z całym światem, najlepiej ludzi uświadamiać i nie próbować zmieniać. Swoją postawą i przykładem należy dawać innym impuls do zainteresowania się naszym stylem życia. A jeśli jeszcze mamy poprawę wyników badań lub dana choroba nam przestaje dokuczać, to od razu się ludzie interesują co takiego zadziałało. A jeśli jeszcze mamy jakieś spektakularne zmiany, schudniemy 30 kg, włosy nam zaczną odrastać na głowie, przejdzie nam chroniczny katar, to już w ogóle będzie sensacja wśród znajomych i rodziny. W praktyce wygląda to tak, że otoczenie widząc efekty naszych działań w końcu też może chcieć spróbować „cudownej diety”. Większość ludzi jednak ma problemy z wytrwaniem w swoich postanowieniach. Po pewnym czasie wracają do starych nawyków/zachowań. Jednak już będą wiedzieli coś więcej o nas i chociaż trochę rozumieli nasze stanowisko. Na zasadzie:
– No dobra, ja na Twojej diecie nie wytrzymałem, ale Ciebie podziwiam i jedz sobie jak chcesz.

No dobrze, ale co zrobić, gdy nadal jest się samemu we wrogim kulinarnie środowisku?
Najprościej święta robić u siebie w domu. Zaprosić rodzinę, każdy niech coś przyniesie co lubi do jedzenia, a my będziemy mieć pewność, że na świątecznym stole jest kilka rzeczy, które na pewno możemy śmiało zjeść.
Imprezy u znajomych? Najlepiej zaproponować, żeby każdy przyniósł coś ze sobą, mając swoje wiktuały wiemy co jemy i nie ryzykujemy sytuacji typu:

– Jedz śmiało, ta pizza jest bez glutenu, tylko sera żółtego trochę za dużo daliśmy.

Z rodziną najlepiej wychodzi się…

Jak z kolei rozwiązać problem odwiedzin rodzinnych? Wiemy już, że nawet jak się teściowa stara, to i tak jedzenie u niej to rosyjska ruletka. My jedziemy po prostu ze swoim obiadem. Robimy coś łatwego do odgrzania dzień wcześniej. Pakujemy od razu w garnek lub rondelek, owijamy folią, żeby nic nie kapało i jedziemy. Na miejscu informujemy szanownych gospodarzy, że jesteśmy samowystarczalni, nawet swoje garnki mamy. W spokoju odgrzewamy sobie posiłek, wiedząc, że po konsumpcji poza domem nic nas nie będzie boleć 🙂

Jakie potrawy są najwygodniejsze w transporcie na imprezy? Albo bierzemy w naczyniu w którym robiliśmy np. ciasto w blaszce, lub przekładamy do pudełek, a sosy do słoików:

  • Wszelkie zdrowe ciasta, które mają stałą strukturę, np. bananowiec czy szarlotka
  • Słupki pociętych warzyw z dipami na zimno, np. czosnkowy z awokado
  • Chipsy z jarmużu
  • Frytki z batatów
  • Sałaty wszelkiego rodzaju
  • Pasztety

Jeśli potrzebujesz wsparcia dołącz do naszej grupy na Facebook’u!

Powiązane materiały:

Webinarium: Samotność w dietetycznej rzeczywistości

Uwaga – ważne informacje, przeczytaj zanim zastosujesz lub skopiujesz

Autor



Paweł Jackowski

Więzienie własnego umysłu

Samotność to najbardziej dobijająca człowieka rzecz na świecie. W każdym aspekcie rozumienia tego uczucia. Nieistotne jest to, czy jesteśmy samotni, bo zostawił nas partner, czy zostaliśmy sami na starość. Jest to uczucie żalu, straty czegoś i  wypełniającej nas pustki. W dzisiejszym zabieganym świecie coraz więcej osób jest samotnych. Niby wszyscy mają setki lub tysiące znajomych na facebook’u, ale tak naprawdę są sami. Tracimy zdolności interpersonalne, coraz bardziej robimy się sztuczni i na pokaz. Zakładamy maski, które mają pokazywać światu, że nasze życie jest piękne, szczęśliwe i kolorowe, a zaciszu swojego domu siadamy sami w fotelu i chce nam się wyć.

Co ciekawe, doświadczenia te bardzo dobrze przenoszą się na nasze życie kulinarne i samotność w diecie.
Gdy jesteśmy sami w domu jest wszystko w porządku i możemy powiedzieć, że jest „normalnie”.
Szykujemy sobie śniadanie, obiad, kolację. Wszystko jest tak, jak powinno być. Niezależnie od tego na jakiej diecie jesteśmy i na jaką chorobę cywilizacyjną cierpimy. Wiemy, że to co robimy, robimy dla siebie i dla swojego zdrowia. Jeśli jesteśmy osobami, które są tego świadome, to bez większego problemu znosimy pokusy na jakie wystawiają nas nasze zmysły – wzrok i węch. Po prostu staramy się usuwać z domu produkty których nie możemy jeść, lub jeśli jada je któreś z naszych domowników, nie eksponujemy ich na widoku.

Goście, goście

Wszystko się lekko chwieje w posadach gdy mamy gości. Standardem jest wielkie, teatralne  zdziwienie:
– Jak to? Nie masz cukru w domu?
Dalej może być już tylko gorzej. Zaczyna się wydziwianie przy stole, dlaczego podaliśmy daną rzecz tak, a nie inaczej, gdzie jest chleb do zagryzienia zupy, dlaczego nie ma mleka do kawy i dlaczego te ciasta są takie dziwne.
Człowiek się napracował, wydał pieniądze na eko/bio produkty i zamiast podziękowania słyszy żale, utyskiwania, a na końcu drwiny z swojego stylu odżywiania.

Równie (nie)wesoło może być kiedy my idziemy w gości. Możemy mieć oczywiście nadzieję, że gospodarz uszanuje nasz styl życia/dietę, bądź wykaże się empatią lub zrozumieniem. A nadzieja jest matką… Jak to wygląda w praktyce? Wesoło. Wchodzę do teściowej i słyszę, że na obiad będzie rosół – ale dla Was bez makaronu!
Oczywiście ton głosu sugeruje, że coś z nami jest „nie tak”. No dobra, rosół nawet dobry, o dziwo, z wiejskiego kurczaka. Co na drugie danie? Rolady wołowe (inaczej zrazy wołowe). Odruchowo pytam czy jest tam mąka pszenna, ponieważ zrazy obtacza się w mące, smaży z każdej strony, podlewa wodą, dodaje warzyw i później ta obsmażona mąka zagęszcza sos.
– Nie ma, dla Was są zrobione osobno i dostaniecie bez sosu – tym razem wypowiedziane tonem jakby to było za karę.
– Super, a niech mamusia mi jeszcze powie: co jest w środku w tych pysznych maminych zrazikach?
– Jak to co? Normalnie jest. Wołowina, boczek, cebulka, ogórek kiszony, majeranek i skórki od chleba.
– To my poprosimy jeszcze rosołku, bo aż tak głodni nie jesteśmy, a te nasze zraziki mamusia sobie rzuci do sosu i na jutro na obiad jak znalazł.

Dietetyczne pole minowe

Tak to wygląda, gdzie człowiek nie pójdzie, tam jakaś mina czeka na nieuważną nogę. Brak szacunku, zrozumienia, umiejętności kulinarnych i empatii dla ludzi na diecie, to niestety norma. Czy jest na to jakaś rada? Jasne, że tak. Nie da się walczyć z całym światem, najlepiej ludzi uświadamiać i nie próbować zmieniać. Swoją postawą i przykładem należy dawać innym impuls do zainteresowania się naszym stylem życia. A jeśli jeszcze mamy poprawę wyników badań lub dana choroba nam przestaje dokuczać, to od razu się ludzie interesują co takiego zadziałało. A jeśli jeszcze mamy jakieś spektakularne zmiany, schudniemy 30 kg, włosy nam zaczną odrastać na głowie, przejdzie nam chroniczny katar, to już w ogóle będzie sensacja wśród znajomych i rodziny. W praktyce wygląda to tak, że otoczenie widząc efekty naszych działań w końcu też może chcieć spróbować „cudownej diety”. Większość ludzi jednak ma problemy z wytrwaniem w swoich postanowieniach. Po pewnym czasie wracają do starych nawyków/zachowań. Jednak już będą wiedzieli coś więcej o nas i chociaż trochę rozumieli nasze stanowisko. Na zasadzie:
– No dobra, ja na Twojej diecie nie wytrzymałem, ale Ciebie podziwiam i jedz sobie jak chcesz.

No dobrze, ale co zrobić, gdy nadal jest się samemu we wrogim kulinarnie środowisku?
Najprościej święta robić u siebie w domu. Zaprosić rodzinę, każdy niech coś przyniesie co lubi do jedzenia, a my będziemy mieć pewność, że na świątecznym stole jest kilka rzeczy, które na pewno możemy śmiało zjeść.
Imprezy u znajomych? Najlepiej zaproponować, żeby każdy przyniósł coś ze sobą, mając swoje wiktuały wiemy co jemy i nie ryzykujemy sytuacji typu:

– Jedz śmiało, ta pizza jest bez glutenu, tylko sera żółtego trochę za dużo daliśmy.

Z rodziną najlepiej wychodzi się…

Jak z kolei rozwiązać problem odwiedzin rodzinnych? Wiemy już, że nawet jak się teściowa stara, to i tak jedzenie u niej to rosyjska ruletka. My jedziemy po prostu ze swoim obiadem. Robimy coś łatwego do odgrzania dzień wcześniej. Pakujemy od razu w garnek lub rondelek, owijamy folią, żeby nic nie kapało i jedziemy. Na miejscu informujemy szanownych gospodarzy, że jesteśmy samowystarczalni, nawet swoje garnki mamy. W spokoju odgrzewamy sobie posiłek, wiedząc, że po konsumpcji poza domem nic nas nie będzie boleć 🙂

Jakie potrawy są najwygodniejsze w transporcie na imprezy? Albo bierzemy w naczyniu w którym robiliśmy np. ciasto w blaszce, lub przekładamy do pudełek, a sosy do słoików:

  • Wszelkie zdrowe ciasta, które mają stałą strukturę, np. bananowiec czy szarlotka
  • Słupki pociętych warzyw z dipami na zimno, np. czosnkowy z awokado
  • Chipsy z jarmużu
  • Frytki z batatów
  • Sałaty wszelkiego rodzaju
  • Pasztety

Jeśli potrzebujesz wsparcia dołącz do naszej grupy na Facebook’u!

Powiązane materiały:

Webinarium: Samotność w dietetycznej rzeczywistości

Uwaga – ważne informacje, przeczytaj zanim zastosujesz lub skopiujesz

Autor

Paweł Jackowski
6 lutego 2017

Tagi

Komentarzy: 2

  1. Kamilla 31 marca 2017 o 08:33

    Ja na diete wege przeszłam jakiś rok temu. Na szczescie moj narzeczony dolaczyl do mnie w niektorkim czasie wiec nei odczulam tego az tak bardzo. Najgorsze w diecie wege jest to, ze sklepy sprzedaja zywnosc wege i tyle. Nic wiecej. Ostatnio trafilam na facebooka VegePaka i tam znalazlam info, ze to bedzie sklep inny niz wszytskie bo bedzie jakis procent ze sprzedazy oddawal na zwierzaki.

    • Paweł Jackowski 5 lipca 2017 o 19:15

      nieważne, na jakiej jesteś diecie, reszta („normalnego”) społeczeństwa uważa Cię za kosmitę :p

Pozostaw komentarz

Trzeba się zalogować, aby dodawać komentarze.

Podobne tematy

Kokosowe wariacje

Co to jest kokos? Każdy pewnie myśli, że kokos to orzech. A tu niespodzianka! Kokos tak naprawdę jest… pestką. Jest owocem palmy kokosowej. Rośnie w tropikach, lubi piaszczystą, słoną glebę. Kokosy dobrze unoszą się na…

WIĘCEJ >

Kompedium wiedzy: cholesterol – część 2

Poznaj prawdę na temat cholesterolu, przedstawiamy dotychczasowe badania na jego temat, które są zbyt mało wiarygodne. Cholesterol nigdy nie był i nie będzie czynnikiem przyczyniającym do zwiększonego zachorowania na choroby serca. Jest to mit powtarzany

WIĘCEJ >

Seler kontra Ziemniak – co wybrać?

W ziemniaku jest dużo więcej węglowodanów niż w selerze 15g/100g produktu, a niemal całość to skrobia. Pozostały ułamek węglowodanów to sacharoza i fruktoza (podobnie jak w selerze). Skrobia w obrobiona termicznie w obecności wody staje

WIĘCEJ >

Śmietana – czyli co się ciekawego kryje

Kiedyś zachciało mi się jagód z cukrem i śmietaną :) Z moją manią zerkania na etykiety miałam problem znaleźć choć jedną z "normalnym" jak to przystało na śmietanę składem. Oto jedna z nich, zawiera: skrobię

WIĘCEJ >